,, Co za przyjemny dzień. Wieczorem już jest mama; z nią ciocia Marynia i ciocia Zula. Wyciągamy mamę do parku przed kolacją. Mama trzyma Włodzia wpół i tak idą. Chcę zwrócić jej uwagę na siebie. – Wczoraj wlazłam na sam czub najwyższego świerka przy huśtawce.
– Szczęściem że nie spadłaś. Ja też lubiłam wspinać się na drzewa w waszym wieku... Mama kładzie mi rękę na ramieniu, czuję zapach jej perfum :,,Royal-Legrand”, doskonale to wiemy z Włodziem, kiedy które z nas jest szczęśliwe mówi: ,,jestem Royal-Legrand” i nikt nie wie co to znaczy, tylko my jedni”.
„Wielkie ćmy latają nad heliotropem ale nie chce się ich łapać, mama i Włodzio milczą, ja ciągle coś opowiadam, nie widzę twarzy Włodzia tuż przy mamie, ale wiem, że jest Royal –Legrand jak nigdy”.
,, Jak szybko teraz mijają dnie, wszyscy są ożywieni. W garderobie panny wciąż szyją i śpiewają. Ciocie przywiozły nowości z Paryża i ciocia Kicia i mama, a także Bunia chcą
mieć podobne rzeczy, które ,,kopiuje się” w domu. Pan Rapacki uważa że Buni bardzo do twarzy w żabotach, ale to pan Kamiński rysuje Bunię i Włodzia. Ciocię Kicię już rysował
w Warszawie. On bardzo pragnie zrobić portret mamy, coś mówi że boi się popełnić święto-kradztwo, bo trudno oddać urodę mamy, ale ona za nic nie chce pozować. Nawet dziadzio ją namawiał i mu się nie udało. ,,Neta to dziwadełko – powiedział potem do Buni – taka łagodna, ale jej nigdy nikt nie przekona”.
„Wszyscy idą na spacer po podwieczorku, tylko Bunia zostaje w ogrodzie albo jedzie na folwarki. Z początku myśmy chodzili z mamą, ale od pewnego czasu zawsze tak się zdarza że kiedy ciocie idą na górę po rękawiczki i parasolki, a pan Karol, my i malarze czekamy na panie przed domem, to mama znika i w końcu wyruszamy bez niej, ciocia Marynia i ciocia Zula na przedzie z panem Rapackim ciocia Kicia z panem Kamińskim, my z tyłu z panem Karolem”.